WYPRAWA NA WYSPY SALOMONA!!
Mam nadzieję, że po dotychczasowej lekturze stron poświęconych zagadkom i tajemnicom Wysp Salomona Czytelnik ma już pełen obraz obecnej sytuacji. Gdyby jednak chcieć rzecz krótko streścić, sytuacja owa przedstawia się następująco:
Wyspy Salomona to kraj pełen tajemnic, zagadek i pradawnych opowieści. Spośród nich na szczególną uwagę zasługują cztery. Pozytywna weryfikacja (tj. potwierdzenie - udowodnione zdjęciami i/lub nagraniami wideo) choćby JEDNEJ z nich może zmienić nasz sposób myślenia i pogłębić naszą wiedzę. Udowodnienie czy też potwierdzenie WSZYSTKICH z nich stanowiłoby prawdziwy przełom w nauce i postrzeganiu świata.
Owe cztery tajemnice to:
Starożytne ruiny na wyspie Malaita. Wedle miejscowych podań i legend są to pozostałości cywilizacji Ramo, wojowniczej rasy olbrzymów. Składają się ponoć z cyklopowych rozmiarów murów oraz grobowca (?), także olbrzymich rozmiarów, mieszczącego zwłoki olbrzyma. Istnieje spore prawdopodobieństwo, że - o ile są realne - są one w rzeczywistości pozostałością po cywilizacji, która wzięła swe początki (?) w Dolinie Indusu, a następnie - 30 do 50 tys. lat temu - rozpoczęła migrację na wschód, kierując się ku Pacyfikowi i "przeskakując" z wyspy na wyspę obecnej Oceanii, dotarłszy ostatecznie do terenów zajmowanych współcześnie przez Peru i Boliwię. Hipotezę tę opieram na podstawie znakomitej skądinąd książki Igora Witkowskiego, "Oś świata".
Marius Boirayon w swym artykule i na stronach internetowych podaje dokładne współrzędne geograficzne miejsca, w którym ponoć znajdują się owe ruiny. Nawet jednak jeśli mówi prawdę, a współrzędne są prawidłowe, samo dotarcie do owego miejsca nie jest możliwe bez pomocy tubylców - plemion czy mieszkańców wiosek położonych niedaleko domniemanych ruin. Kontakt z miejscowymi mieszkańcami jest zresztą konieczny bez względu na stopień trudności wyprawy w tamte rejony, chociażby dlatego, że po pierwsze dane geograficzne jakie podaje Boirayon mogą nie pokrywać się z rzeczywistością (natomiast miejscowi mieszkańcy mogą posiadać taką wiedzę), a po drugie - vide link "Informacje o Wyspach Salomona" - aby dotrzeć do wielu fragmentów tego tajemniczego kraju wymagana jest zgoda lokalnych społeczności, do którch ziemie te należą.
Dziwne zjawiska świetlne (przez niektórych tubylców zwane "Smoczymi Wężami", niewykluczone zresztą, że istnieje kilka różnych rodzajów owych świetlnych manifestacji), pojawiające się przede wszystkim nad wyspami Guadalcanal oraz Malaita. Wedle opisów Boirayona i tubylców zachowywać się one mogą w sposób inteligentny, a nawet są wrogie człowiekowi. Inni miejscowi (patrz strona pod tytułem "Dowody, poszlaki") utrzymują, że ich "zachowanie" jest neutralne; w obu przypadkach mowa jest o świetlnych obiektach, nadlatujących znad gór interioru, przemieszczających się bezgłośnie po nocnym (rzadziej dziennym) niebie, a następnie - co także charakterystyczne - zanurzających się pod wodą. Pierwsza interpretacja, jaka nasuwa się w sposób oczywisty jest taka, że mamy do czynienia ze sterowanymi przez inteligentną siłę pojazdami powietrznymi lub powietrzno-wodnymi. Trudno jednak orzec, czy za określeniem "inteligentna siła" kryją się istoty z obcych planet lub wymiarów, czy też po prostu ludzie (w tym drugim przypadku mielibyśmy do czynienia z działalnością militarną?). Jednak za owym UFO czy NOLami (Niezidentyfikowanymi Obiektami Latającymi) kryć się też mogą siły przyrody, żarty lub oszustwa, czy wreszcie halucynacja. Jedynie ekspedycja - której udałoby się nie tylko zaobserwować (i sfilmować lub sfotografować!) owe "Smocze Węże", lecz która także dotarłaby jak najbliżej miejsc, z których owe "Smocze Węże" wylatują - mogłaby pomóc w rozstrzygnięciu natury tych zjawisk, której realności (w sensie obserwacji gołym, nieuzbrojonym okiem) nie jestem w stanie podważyć po tym, jak późnym latem 2008 roku sam takiej obserwacji dokonałem (aczkolwiek z dość dużej odległości)...
Kakamora lub 'O, czyli "mali ludzie", zamieszkujący - wedle miejscowej tradycji - głównie wyspę Makira, a także (w mniejszym stopniu) wyspy Guadalcanal i Malaita. Są to - wedle przekazów - niewielkie, owłosione istoty, stroniące raczej od ludzi, choć czasem zdarzają się z nimi sporadyczne i krótkie kontakty. Ze względu na fakt, że żadnemu badaczowi spoza Wysp Salomona (i szerzej - spoza Oceanii) nie udało się jeszcze nigdy spotkać tych stworzeń, a także wziąwszy pod uwagę, iż salomońskie "kastom stori" (rdzenne opowieści) przepełnione są odniesieniami do bytów mitycznych, Kakamora uważani/e są przez antropologów jedynie za część tego folklorystycznego dziedzictwa. Uznają oni, że jeśli nawet Kakamora istnieją, to wyłącznie w takich mitach i legendach. Z całą pewnością należy poważnie wziąć taką ewentualność pod uwagę. Z drugiej jednak strony, jeśli Kakamora są istotami mitycznymi, to zastanawiający jest fakt, że miejscowi wskazują na konkretne jaskinie jako święte miejsca tabu - miejsca, w których mieszkają "mali ludzie". Ponadto, jak pokazałem w dziale "Dowody, poszlaki", możemy mieć tu do czynienia z sytuacją niezwykle podobną do tej, jaka ma miejsce na indonezyjskiej wyspie Flores. O ile wierzyć zapewnieniom sołtysa wioski Boawe na tej wyspie - "mali ludzie" z Flores ("hobbity" lub "hobbici", jak nazywają ich naukowcy) nie tylko nie wyginęli kilkanaście tysięcy lat temu, nie tylko widywani byli jeszcze w XVIII czy XIX wieku, lecz ich garstka mogła nawet dotrwać do naszych czasów! Czy na Makirze i Guadalcanal - wyspach oddalonych od Flores o kilka tysięcy kilometrów - możemy mieć do czynienia z podobną sytuacją - gatunkiem człowieka lub nieznanym dotąd hominidem, nieodkrytym jeszcze przez naukę? Jeżeli tak, to poszukiwania Kakamora zdają się nabierać zupełnie nowego znaczenia...
Olbrzymy albo olbrzymi z Wysp Salomona, wedle miejscowych mieszkańców występujące/cy przede wszytkim na wyspie Guadalcanal i - w mniejszym stopniu - na wyspie Malaita. Spośród wszystkich czterech tajemnic czy zagadek tego arcyfascynującego kraju bez wątpienia ta właśnie wydaje się najbardziej efemeryczna i najmniej wiarygodna. Podobnie jak "małych ludzi" z Makiry, także i olbrzymów nie udało się zaobserwować jeszcze żadnej osobie spoza kraju (czy - ogólniej - Oceanii). W przeciwieństwie jednak do Kakamora, brak tu jakichkolwiek analogii z podobną sytuacją w innej części kontynentu czy świata.
Z drugiej jednak strony żyją na wyspie Guadalcanal ludzie, którzy twierdzą, iż obserwowali olbrzymy i że są w posiadaniu ich włosów czy kości. Czy kłamią? Jedynie dotarcie do tych osób oraz pobranie próbek mogłyby rzucić światło na prawdomówność tubylców. Jeżeli jednak przyjąć, że w ich twierdzeniach jest jakaś część prawdy, to olbrzymy/olbrzymi jawić się wówczas mogą jako element rzeczywistości realnej, nie zaś magicznej. Innymi słowy, może się wówczas okazać, że są one/oni realnymi bytami, a jeśli tak - to mogą być jedynie nieznanymi nauce małpami człekokształtnymi, nieznanymi nauce (i nieuznawanymi przez naukę) hominoidami lub też nieznanym nauce gatunkiem człowieka... Przyznaję jednak, że spośród czterech zagadek Salomonów ta jest nawet dla mnie najtrudniejsza do przyjęcia i najmniej możliwa do zweryfikowania, choć także - dzięki temu - najbrdziej frapująca...
Można, rzecz jasna, przyjąć a priori, że wszelkie doniesienia o ruinach, światłach i dziwnych istotach to mrzonka i/lub żart. Można także - w oparciu o dostępne w artykułach, książkach czy w Internecie dane - snuć najrozmaitsze przypuszczenia, czy też wysuwać hipotezy, dotyczące tego, czym są lub czym nie są zagadkowe miejsca, istoty czy zjawiska, lub też próbować udowodnić, że one istnieją bądź nie istnieją.
Prawda jest jednak taka, że w ten sposób nie da się wysnuć żadnych jednoznacznych wniosków i uzyskać przekonujących i definitywnych dowodów.
Co zatem mogłoby stanowić taki jednoznaczny dowód? Dowodem takim może być tylko ZAREJESTROWANA (nagrana na wideo i/lub sfotografowana) OBSERWACJA. Rzecz jasna, gdyby udało się schwytać Kakamora i/lub olbrzyma, dodatkowmi dowodami mogłyby być próbki DNA, lecz przecież w żadnym razie nie można na to liczyć, tym bardziej, że nie wiadomo nawet, czy owe istoty istnieją naprawdę...
W jaki sposób można by dokonać takiej zarejestrowanej obserwacji? WYŁĄCZNIE poprzez zorganizowanie wyprawy, której celem byłoby zgromadzenie jak największej ilości materiału graficznego (zdjęcia, filmy) oraz dźwiękowego (nagrania audio). Drogi Czytelniku, w całej tej salomońskiej historii bynamniej nie chodzi o to, by za wszelką cenę odnaleźć tajną bazę UFO lub włochatego hominoida. W poszukiwaniach tajemnic - a tym właśnie de facto zająć by się miała potencjalna ekspedycja - chodzi o SZUKANIE PRAWDY z nadzieją na jej ZNALEZIENIE. Gdyby zatem starożytne ruiny gigantycznej i prastarej rasy miały się w rzeczywistości okazać pozostałościami zabudowań po żyjących 100, 200 lub 500 lat temu przodkach Salomończyków; gdyby światła na niebie były helikopterami wojskowymi, patrolującym wybrzeże lub interior; gdyby Kakamora okazali się jakimś gatunkiem małpy, a olbrzymy żyły wyłącznie w legendach i/lub w wyobraźni tubylców - to taki stan rzeczy należałoby zaakceptować i także w takim przypadku misję uznać za zakończoną powodzeniem. Nadrzędną rolą badacza, naukowca, eksploratora jest - powtórzmy raz jeszcze - dążenie do prawdy. Każdy, kto po lekturze niniejszych stron sądzi, że w najmniejszym światełku na niebie upatruję tzw. "Obcych", że według mnie dżungle trzech największych wysp archipelagu zamieszkują bez wątpienia hominoidy - każda taka osoba jest w błędzie. PRAWDA nie czyni rozgraniczeń. Nie ma prawdy lepszej czy gorszej, mniej lub bardziej godnej uwagi. Niektóre fakty mogą co najwyżej szokować czy dziwić bardziej niż inne... Ale najpierw trzeba mieć pewność, że są istotnie faktami. Każdą zatem prawdę - i tę, że "Smocze Węże" to żart czy oszustwo, i taką, wedle której są to zjawiska naturalne lub wywoływane przez człowieka, i taką wreszcie, że "Smocze Węże" to pojazdy pozaziemskie - przyjąć należy w takim samym stopniu, bez jej wartościowania. Jedyną metodą, by to osiągnąć jest dążenie do samego sedna i serca wydarzeń. W przypadku ruin opisywanych przez Boirayona oznacza to próbę dotarcia do wskazanego przez niego miejsca (po uprzedniej konsultacji z tubylcami i przy wydatnej pomocy z ich strony). W przypadku świetlnych kul oznacza to dotarcie jak najbliżej miejsca lub miejsc, z którego/z których - jak twierdzą miejscowi mieszkańcy i jak twierdzi Boirayon – wylatują "Smocze Węże", być może dostanie się do samego "jądra ciemności" (a może raczej - "jasności"?), czyli - dla przykładu - do doliny ukrytej za wzgórzem, nad którym sam widziałem bardzo dziwne świetlne manifestacje.
Znacznie trudniejsza - choć być może nie całkowicie beznadziejna - będzie próba odnalezienia Kakamora i/lub olbrzymów. Wszak nie wiadomo nawet, czy w istocie są to lub były realne byty. Z drugiej strony, gdyby się to udało, mogłoby to oznaczać całkowity przełom w poziomie naszej obecnej wiedzy. Postępowanie w przypadku tych dwóch ostatnich tajemnic musiałoby polegać najpierw na przeprowadzeniu całej serii rozmów z tubylcami, w szczególności zaś z tymi, którzy twierdzą, że wdzieli owe stworzenia lub że mają fragment ich sierści, kości czy skalp. To długa i żmudna procedura, szczególnie zważyszy na bardzo skomplikowane i archaiczne zasady zachowania i współżycia społecznego panujące na Wyspach Salomona, na wzajemne animozje poszczególnych plemion, klanów czy wiosek, na wszechobecne tabu czy wreszcie - na pewną nieufność, a czasem wręcz wrogość, niektórych tubylców wobec białych przybyszów w tym generalnie nadzwyczaj gościnnym kraju. Więcej na ten temat dowie się Czytelnik w dziale "Informacje o Wyspach Salomona".
Jeśli dodamy do tego warunki naturalne i klimatyczne Wysp Salomona oraz nieraz nieprzychylną, a czasem wręcz niebezpieczną florę i faunę tego kraju (o tym także szerzej w dziale "Informacje o Wyspach Salomona"), będzie już wiadomo dlaczego ekspedycja taka musiałaby potrwać nie dni, nie tygodnie, lecz wiele miesięcy, prawdopodobnie od 4 do 7. Wszystkie szczegóły odnośnie wyprawy - opisy, przemyślenia, postępy etc. - znajdują się na blogu ekspedycji, który będzie uzupełniany w miarę rozwoju wypadków.
Już teraz jednak składam tą drogą apel do wszystkich poszukiwaczy prawdy, łowców przygód, globtroterów i obieżyświatów; do specjalistów z zakresu przyrodoznawstwa, archeologii, medycyny, astronomii, ufologii, kulturoznawstwa czy etnografii lub też do osób, które jedynie pasjonują się tymi tematami; do ekip telewizyjnych, producentów filmów dokumentalnych, fotografów i fotografików,etc. etc.
EKSPEDYCJA: KTO, GDZIE, KIEDY I JAK
KTO?
Z przyjemnością oficjalnie ogłaszam, że Ekspedycja Salomony 2011 pozyskała nowego członka w postaci Warrena Astona, który dołączy do mnie na wyspie Malaita od połowy września do połowy października.
Warren jest autorem i badaczem, którego życiową pasją są wszelkiego rodzaju obiekty latające, UFO, tajemnce Ziemi, astronomia i religia. Jego doświadczenie zawodowe związane jest z fotografią i podróżami. Jest pomysłodawcą i organizatorem wielu wypraw w różne zakątki Ziemi , m.in. na Bliski Wschód i do Ameryki Środkowej. Urodził się w Nowej Zelandii, lecz obecnie mieszka w Brisbane w Australii. Nadal intensywnie podróżuje.
To zaszczyt i przyjemność mieć Warrena w zespole i mam wielką nadzieję na owocną współpracę.
Życzcie nam szczęścia!
GDZIE?
Wyspy Salomona składają się z blisko 1000 wysp, z czego najmniejsze można opłynąć czy obejść dookoła w ciągu 5 czy 10 minut (takie wyspy są oczywiście z reguły niezamieszkane), największe zaś mają powierzchnię kilku tysięcy kilometrów kwadratowych. Celem ekspedycji byłyby trzy z owych największych wysp, a mianowicie Guadalcanal, Malaita oraz Makira. To na ich obszarze bowiem znajdują się opisywane cztery największe tajemnice Salomonów. Na szczęście - wziąwszy pod uwagę "rozrzut" poszczególnych wysp archipelagu (od północno-zachodniego krańca kraju do krańca południowo-wschodniego jest ok. 1600 kilometrów), owe trzy najważniejsze wyspy znajdują się stosunkowo blisko siebie.
Na wyspie Guadalcanal interesować nas będzie głównie część zachodnia i północno-zachodnia (tam bowiem najczęściej dochodzi do świetlnych zjawisk, tam też - według przekazywanych przez Boirayona relacji tubylców - znajdują się siedziby "olbrzymów" i ich najliczniejsza populacja) oraz południowo-wschodnia (również relacje o gigantach, także - wedle australijskiego przewodnika - jaskinia "małych ludzi"). Malaita to przede wszyskim północ i północny zachód wyspy oraz tzw. Mała Malaita (zwana inaczej Malaitą Wschodnią), albowiem tam także często dochodzi do manifestaci świetlnych. Ponadto w środkowej części Malaity znajdują się ponoć opisywane przez Boirayona pradawne i tajemnicze ruiny. Co się tyczy Makiry, a zatem tej wyspy, którą przede wszystkim zamieszkują lub zamieszkiwali "mali ludzie", to dokładny obszar badań będzie można określić dopiero po spotkaniach z miejscowymi mieszkańcami. Przybliżony zakres czy zasięg przeprowdzanych prac badawczych okeślają poniższe mapki:
Podziemne bazy NOLi na Malaicie
Podziemne bazy NOLi na Małej Malaicie
KIEDY?
Wyprawa startuje 23 sierpnia 2011 roku, a jej zakończenie planowane jest na 22 grudnia 2011 roku (więcej szczegółów dotyczących mojego wyjazdu i biletów zobaczyć można na blogu http://solomonexpedition.wordpress.com). Ów termin wynika z faktu, iż to właśnie od czerwca-lipca do grudnia panuje na Wyspach Salomona pora chłodniejsza, mniej obfita w deszcze (co nie znaczy, że wolna całkowicie od tropikalnych ulew!) i bez monsunów lub ze znacznie rzadszymi monsunami. W pierwszej połowie roku pzeważa natomiast pora monsunowa, z rzęsistymi, częstymi i długotrwałymi opadami, gorętsza i znacznie trudniejsza do zniesienia.
Rzeczywisty CZAS TRWANIA wyprawy uzależniony jest naturalnie od tego czy i jak szybko uda się odnaleźć, zbadać, zaobserwować oraz zarejestrować każdą z salomońskich zagadek. Niemniej pewne rzeczy są niezmienne i to także od nich zależy ogólny czas trwania ekspedycji. Niesprzyjające warunki pogodowe. Wilgoć i duszność. Strome, gliniaste, wąskie ścieżki. Jadowite pająki, skolopendry i węże. Krokodyle słono- i słodkowodne oraz rekiny. Pozyskanie zaufania i akceptacji tubylców. Uzyskanie pisemnych lub ustnych zezwoleń oraz negocjowanie tychże. Oczekiwanie na decyzję starszych. Nie codziennie pojawiające się zjawiska. To tylko niektóre z powodów, dla których, aby zapewnić choć minimum sukcesu, pobyt na Wyspach Salomona musi być liczony nie w dniach, ani nawet nie w tygodniach, lecz w miesiącach. Z drugiej strony ilość posiadanych/wydanych środków finansowych może ów planowany na 4 miesiące pobyt nieco - lub znacząco - skrócić.
Natychmast zatem rodzi się pytanie: "czy mogę pojechać, dysponując jedynie [x] tygodniami urlopu?". Oczywiście, pod warunkiem uporania się z pewnymi problemami natury logistycznej. Mianowicie ekspedycja w tak trudny teren wiąże się z trudnościami komunikacyjnymi oraz transportowymi. Nie jest zatem łatwe takie "zgranie" osoby opuszczającej ekipę oraz osoby do niej dołączającej, by przestój w pracy badawczej lub w trekkingu przez środek dżungli mógł być jak najkrótszy. Reszta "załogi" musiałaby czekać, aż odchodząca osoba dostanie się do "cywilizacji" (czyli większego miasta, takiego jak Auki czy Honiara), spotka się z osobą dołączającą do zespołu, zda jej szczegółowy raport, a następnie osoba dołączająca dostanie się z powrotem do interioru. Jeśli przestoje takie zdarzać by się miały sporadycznie - dwa do trzech razy w ciągu trwającego 4 miesiące pobytu - nie byłoby z tym większego problemu. Jeśli jednak taka "zmiana warty" miałaby następować w częstych odstępach czasu, czyli kilka do kilkunastu razy w czasie trwania wyprawy - wówczas niemożliwy byłby do osiągnięcia żaden z założonych celów ekspedycyjnych. Z powyższych powodów do wspomnianych wyżej wymogów, oczekiwań czy cech pożądanych uczestników dodać by należało także i sporą dyspozycyjność czasową (choć nie musi być to siedem miesięcy, ani nawet cztery, ale minimum dwa). Ponieważ jednak wierzę, iż nie ma rzeczy niemożliwych, wierzę też, iż tego rodzaju problemy logistyczno-komunikacyjne da się zawczasu zorganizować, pod warunkiem, że nie będą one miały miejsca zbyt często podczas pobytu ekipy. Najlepiej byłoby, gdyby uczestnikami ekspedycji były osoby z poniższych grup, ale nie jest to warunek sine qua non:
- studenci dysponujący co najmniej trzema miesiącami wakacji i/lub urlopu
- osoby o nienormowanym czasie pracy, mogące pozwolić sobie na kilkumiesięczny przestój w pracy
- osoby przebywające na długotrwałych płatnych bądź bezpłatnych urlopach albo tzw. z angielska „sabbaticalach” (przerwach w pracy)
- osoby zamożne lub bardzo zamożne, którym sytuacja finansowa umożliwia spokojne podróżowanie przez kilka miesięcy
Dopóki jednak nie zostanie skompletowany ostatczny skład ekipy, czas pobytu poszczególnych członków wyprawy nie jest do końca ustalony.
JAK?
Wyprawa na Wyspy Salomona ma być z założenia ekspedycją, której głównym celem jest obserwacja i rejestracja potencjanych niewyjaśnionych zjawisk oraz zbieranie próbek. Innnymi słowy, ma być to w założeniu ekspedycja naukowa, skupiająca się - wedle klasyfikacji użytkowanej m.in. przez prof. Hanka L.H. Wolfsa z Wydziału Fizyki i Astronomii Uniwersytetu w Rochester w USA - na kroku pierwszym postępowania naukowego, czyli na "obserwacji i opisie zjawiska lub grupy zjawisk" właśnie. Celem ekspedycji nie jest dogłębna analiza zachodzących na Wyspach Salomona zjawisk czy też dokładny opis istot, które zamieszkują ponoć interior. Wyniki obserwacji, o ile będą dostępne, określą zasadność hipotez roboczych, dotyczących źródła lub natury owych wydarzeń. Założeniem wyprawy jest wolna od uprzedzeń i z góry wyrobionych sądów obserwacja oraz - tam gdzie to możliwe - pomiary.
Zanim przejdę do listy niezbędnego, potrzebnego, przydatnego czy wreszcie dodatkowego sprzętu obserwacyjno-badawczego, jaki - w idealnym świecie - należałoby skompletować w celu upewnienia się, że wszystkie cele, założenia i zadania badawcze zostaną zrealizowane, chciałbym powiedzieć kilka słów na temat metodologii badań czy obserwacji.
I tak:
Co się tyczy domniemanych ruin cywilizacji Ramo, należy najpierw skontaktować się z lokalnymi mieszkańcami wiosek położonych w okolicy owych ruin w celu przeprowadzenia "wywiadu środowiskowego" i uzyskania potwierdzenia istnienia owych ruin (lub nie). Jeśli nie istnieją one w tym miejscu, które opisał Boirayon, to - być może, wedle wskazówek udzielonych przez tubylców - udałoby się znaleźć inne lub podobne ruiny gdzie indziej. Jeśli natomiast istnienie owych tajemniczych ruin w tym konkretnym miejscu potwierdzą wywiady z tubylcami, to należy do nich (ruin) dotrzeć, i uzyskać jak najwięcej fotografii, opisów i pomiarów. Decyzję co do tego czym są takie ruiny pozostawić należy w gestii naukowców. Pawdziwym wyzwaniem jest samo dostanie się do ruin, szczególnie jeśli znajdują się one w głębokim interiorze kraju. Powodzenie tej części "misji" szacuję na ok. 50-90%.
Kiedy latem 2008 roku obserwowałem na salomońskim niebie dziwnie poruszające się obiekty świetlne, czyniłem to nieuzbrojonym okiem z dużej odległości. Wiedziałem, że aby określić prawdziwą naturę owych świetlnych zjawsk, należy obserwować obiekty z dużo mniejszej odległości i/lub w dużo większym powiększeniu. I taki jest mój cel: utworzyć trzy bazy obserwacyjne i trzy zespoły, dokonujące naprzemiennie lub wszystkie razem obserwacji z bazy wypadowej, werzchołka góry, sąsiadującej z górą, nad którą widuje się światła oraz z doliny, na której usytuowana jest "Smocza Góra". Jak mniemam, obserwacje świetlnych obiektów nad innymi miejscami i wyspami trzeba będzie przeprowadzić w podobny sposób przy zastosowaniu lunet(y) sprzężonej z aparatem fotograficznym lub kamerą, noktowizorów czy aparatów fotogaficznych zaopatrzonych w obiektywy o bardzo długiej ogniskowej. Powodzenie tej części wyprawy oceniam na 30-50%.
Kakamora i giganci to o wiele trudniejsze "obiekty" do sfotografowania i sfilmowania, gdyż - o ile w ogóle istnieją - są niezwykle efemeryczne. Istnieją jednak tzw. "fotopułapki" wychwytujące ruch oraz specjalne grzebienie do wyczesywania czy wyrywania kępek sierści. Można zatem w miejscach, o których mówią miejscowi mieszkańcy rozstawić właśnie taki i podobny sprzęt. Kontakty, jakie w ostatnim czasie nawiązałem na Wyspach Salomona wskazują na to, że choć obserwacja lub schwytanie żywego okazu mogą okazać się trudne, jeśli wręcz niewykonalne, inne ślady, znacznie łatwiejsze do zbadania, takie jak kości i groby, mogą potwierdzać istnienie gigantów. Powodzenie tej części wyprawy oceniam na 5-30%.
Możliwości jest wiele i zależą one w sporym stopniu od okoliczności i rozwoju wypadków.
A oto lista sprzętu niezbędnego lub przydatnego podczas wyprawy (naturalnie jest to lista maksi, czyli innymi słowy tzw. "koncert życzeń"; ile sprzętu z poniższej listy rzeczywiście uda się zakupić, jakiej jakości będzie to sprzęt, ile sztuk każdego rodzaju sprzętu uda się nabyć - wszystko to zależy od ilości uczestników, ich stopnia, możliwości i chęci finansowego zaangażowania się w wyprawę, ilości pieniędzy, jakie uda się uzbierać (i otrzymać od sponsorów?) i innych czynników):
1. Lunety powiększające 60 do 100 razy wraz z możliwością instalacji aparatu fotograficznego i/lub kamery wideo.
2. Aparaty fotograficzne różne, od kompaktowych kieszonkowych, przez kompaktowe z wymiennymi obiektywami, aż po lustrzanki wyposażone w teleobiektywy
3. Kamery wideo - zarówno te starszego typu, czyli na taśmę (najlepiej cyfrowe), jak i te najnowszej generacji na kartę mają swoje plusy i minusy. Na kamerze na taśmę trudniej zmanipulować obraz (na przykład poprzez wycięcie tylko jednego elementu z kadru i wgranie go ponownie na tę samą taśmę), a właśnie tego typu oskarżeń należy unikać; z drugiej jednak strony taśma w warunkach tropikalnej wilgoci może łatwo się sklejać i/lub przyklejać do bębna lub innych elementów mechanicznych. Z kolei w przypadku cyfrowej kamery na kartę manipulacja obrazem jest o wiele łatwiejsza, ale brak jest elementów mechanicznych, mogących ulec zawilgoceniu, poza tym taka kamera jest kompletnie cicha.
4. Noktowizory celu obserwacji obiektów (maszyn oraz istot) w całkowitej ciemności.
5. Co najmniej jedna kamera termowizyjna do wyczuwania i określania położenia istot żywych (ciepło!).
6. Fotopułapki (urządzenia robiące zdjęcia lub filmy po przecięciu wiązki lasera lub podczerwonej)
7. GPSy w celu ustalania pozycji zespołów obserwacyjnych/rejestrujących
8. Krótkofalówki typu "walkie-talkie" lub inne/podobne urządzenia, pozwalające komunikować się na odległość kilkudziesięciu, kilkuset lub kilku tysięcy metrów
9. Telefon satelitarny
10. Urządzenia do rejestracji dźwięku
11. Osobiste trackery SPoT (http://www.adventuretradingpost.co.uk/)
12. Sprzęt biwakowy (namioty - a jeszcze lepiej specjalne hamaki do dżungli - kuchenki i garnki, śpiwory etc.)
13. Obuwie do dżungli
14. Oczyszczacze i filtry do wody
15. Akcesoria, kable, baterie, ładowarki etc.
16. Pułapki włosowe do zbierania sierści/włosia (tak na wszelki wypadek, gdyby akurat przechodził olbrzym lub Kakamora... ;-))
17. Specjalne urządzenia Fieldranger (http://www.benmeadows.com/search/Field+Ranger/11831/?type=brand), czyli liczące sześć kilometrów wymienne nici na szpuli, biodegradowalne, pokazujące dokładnie przebyty dystans oraz pozwalające (zanim ulegną biodegradacji) powrócić (niemal dosłownie) "po nitce do kłębka"
18. Wiatrówki ze środkiem usypiającym (znowu w razie natknięcia się na olbrzyma czy "małego człowieka") - choć tu zapewne potrzebne są stosowne zezwolenia od władz Wysp Salomona, a ponadto istnieją także kwestie natury moralnej (czy istoty te są bardziej zwierzętami, czy bardziej ludźmi, a jeśłi bliższe są ludziom, to czy możemy je usypiać w celu pobrania próbek włosów, skóry lub krwi? Co powiedzieliby na to tubylcy? Itd.)